Studnia głębinowa? Nie zrób tego błędu!

Gdy w 2016 roku na działce zabudowanej domkiem letniskowym zleciłem wywiercenie studni głębinowej, nie przypuszczałem, jakie będą tego konsekwencje. Niestety, wystarczająca ilość wody w kranie nie była jedynym skutkiem montażu instalacji. Niewiele brakowało, a cały dom byłby do rozbiórki…

Od kilkudziesięciu lat na działce wystarczała tradycyjna studnia kopana, obmurowana betonowymi kręgami. Niestety, z czasem ilość gromadzącej się w niej wody zaczęła znacznie spadać, a jednocześnie jej jakość wykluczała wykorzystanie jej do gotowania, a nawet mycia. Przez jakiś czas „jechaliśmy” na 5-litrowych baniakach, ale było to bardzo uciążliwe, nie mówiąc o górach plastikowych odpadów.

Decyzja: potrzebna jest studnia głębinowa

Zapadła decyzja: trzeba wywiercić głębinówkę! Nie była to tania inwestycja, ale bez niej działka i całkiem wygodny, solidnie zbudowany domek stałaby się nie do użytku. Zamówiona ekipa wywierciła odpowiedni otwór, następnie instalator uzbroił i zamontował pompę, rury oraz zbiornik hydroforowy. Mieliśmy pod dostatkiem czystej wody – nareszcie!

Wywiercona studnia głębinowa i wykop pod rury
Rury i przewód elektryczny – przebicie przez fundamenty, do piwnicy

Woda w rurach i… na rurach. Wszędzie wilgoć!

Instalację doprowadzającą wodę do budynku zrobiliśmy w piwnicy. Pod sufitem zostały podwieszone rury wodne (tak było wygodniej instalatorowi…), a w rogu, blisko przyłączy z poprzedniej studni – zbiornik hydroforowy o pojemności 50 litrów.

Rura wodna w piwnicy, przymocowana pod sufitem.

Gdy tylko zrobiło się cieplej, rury zaczęły się intensywnie pocić. Lodowata woda „spod skały” przekazywała swoją temperaturę rurom, które w zetknięciu z temperaturą powietrza stawały się po prostu mokre. Na odcinku 6 metrów wycierając rurę idącą pod sufitem można było całkowicie zmoczyć dużej wielkości szmatę. A sufit piwnicy, tak jak cały domek, jest drewniany…

Krople wisiały na całej długości rury, podobnie ze zbiornika hydroforowego.

Chcieliśmy mieć wodę w kranie, a „w gratisie” dostaliśmy wodę w piwnicy – co prawda nie był to skutek nieszczelności instalacji, bo ta była bez zarzutu, tylko skraplania się wody na ściankach rur i zbiornika wskutek różnicy temperatur. Identyczne zjawisko odpowiada za pojawienie się wody na butelce napoju, wyjętej w upalny dzień z lodówki – to woda z powietrza, a nie z nieszczelnej butelki. Czysta fizyka.

„Zapocony” zbiornik hydroforowy – po ściankach ścieka woda, krople wiszą na dolnej krawędzi.

Było to szczególnie uciążliwe podczas letnich upałów, kiedy temperatura w piwnicy dochodziła do 24-25 stopni.

Instalator, który wykonywał przyłącze studni głębinowej, nie miał nam nic do powiedzenia – stwierdził, że żadna izolacja rur nie zda egzaminu, a tylko pogorszy sytuację, bo zamoczona izolacja zacznie gnić. Lepiej zostawić i wycierać.

Skoro fachowiec tak twierdzi… cóż, zaufaliśmy i co pewien czas wycieraliśmy zapocone rury. To był błąd – w piwnicy coraz bardziej czuć było wilgoć…

Czym zaizolować rury studni głębinowej, aby nie były wilgotne?

Problem stał się poważny – wilgoć w piwnicy starego drewnianego domu w pewnym momencie staje się zagrożeniem dla jego konstrukcji. Tym bardziej, jeśli rury są podwieszone pod drewnianym sufitem.

W kolejnym sezonie, po konsultacji z fachowcem od budownictwa (szwagrem :), zaizolowałem rury wodne izolacją Tubolit.

To materiał z pozoru podobny do szarych izolacji rur, jakie można kupić w markecie, jednak zupełnie inny w dotyku: zdecydowanie bardziej „zbity”, sztywniejszy. Szwagier stwierdził, że skoro ten materiał stosuje się do izolacji instalacji klimatyzacji, to i w naszym przypadku pomoże. Kupiłem (przez internet), zamontowałem – i szwagier miał rację! Po obłożeniu rur Tubolitem problem skraplającej się na nich wody ustąpił. Warto było, polecam więc tę izolację (choć nikt mi za to nie płaci).

Rura prowadząca od studni głębinowej obłożona izolacją Tubolit. To działa!

Zbiornik hydroforowy zostawiłem bez izolacji – stał trochę w kącie, więc wilgoć na jego ściankach aż tak nie rzucała się w oczy, a Tubolit to materiał tylko do rur.

To był kolejny błąd.

Skutek wilgoci w piwnicy: grzyb i pleśń monstrualnych rozmiarów

Z zaizolowanymi rurami i pocącym się zbiornikiem domek funkcjonował przez 2 kolejne sezony, głównie w miesiącach letnich. Ostatnia wiosna przyniosła jednak szok: coś nam urosło na suficie piwnicy, głównie nad zbiornikiem hydroforowym!

Pierwsze wejście do piwnicy po zimie. Nawet ładne, ale co to jest?

Sufit po demontażu perforowanych płyt okładzinowych.
Grzyb w pełnej okazałości!

Był to monstrualnych rozmiarów grzyb! Konsystencja jogurtu, gruby na 2-3 cm, kapiący żółtym płynem. Dramat.

Wilgoć, kumulująca się kilka lat w okolicy rur wodnych i zbiornika, dała taki właśnie efekt.

Na szczęście izolacja sufitu była zrobiona porządnie i grzyb zatrzymał się na izolacji paroszczelnej (położonej nad deskami widocznymi na wcześniejszym zdjęciu), nie zaatakował desek konstrukcyjnych podłogi.

Niestety zdołał przedostać się na belkę nośną domu (podwalinę), co poskutkowało miejscowym zbutwieniem belki na 1/3 jej wysokości.

Niestety, wyszedł też po drugiej stronie belki, gdzie mamy dobudówkę – a tam już nie było izolacji paroszczelnej, więc pokaźnego grzyba wyhodowaliśmy sobie w dobudówce.

Grzyb w kuchni – przeszedł po podwalinie i wyszedł na światło dzienne między deskami podłogi.

Błąd przy instalacji studni głębinowej – nie popełnij go u siebie!

Taki własnie skutek w naszym przypadku przyniosło wprowadzenie do piwnicy domu lodowatej wody ze studni głębinowej.

Rury zaczęły się pocić, skraplała się na nich woda – to samo na zbiorniku. Takiej ilości wilgoci nie była w stanie „wyprowadzić” z piwnicy dotychczasowa wentylacja.

Z perspektywy czasu wiem już, jakie błędy zostały popełnione:

  1. Największy błąd popełnił instalator. To nie było jego pierwsze przyłącze i to on powinien wiedzieć, jaki skutek będzie miało poprowadzenie „na powietrzu” rur z lodowatą wodą i postawienie zbiornika w kącie. Nawet pytany przez telefon nie umiał nic doradzić – co należy uznać za ewidentny brak w szkoleniu.
  2. Błąd popełniłem ja, tak późno reagując na wykraplającą się na rurach i zbiorniku wodę. Trzeba było od razu zabrać się za izolację absolutnie wszystkich lodowatych powierzchni, także zbiornika.

Inwestorom życzę, by nie popełnili moich błędów, a instalatorów proszę, by nie zostawiali klientów z takimi instalacjami. Co z tego, że połączenia szczelnie, skoro klient musi codziennie latać ze szmatą i rury wycierać?

W naszym przypadku mało brakowało, a belka nośna zgniłaby doszczętnie. Teraz jest „tylko” osłabiona i mam nadzieję, że działania, które podjęliśmy, zatrzymały rozwój grzyba i zabezpieczyły belkę przed dalszym gniciem.

I ostatnie spostrzeżenie: na własnej skórze przekonałem się, co znaczy dobrze zrobiona izolacja paroszczelna. Dzięki niej grzyb nie zaatakował desek podłogowych części mieszkalnej i musiałem rozbierać „tylko” podłogę w kuchni, a nie pół domu.

Andrzej Stawowy
Autor jest pasjonatem życia na łonie natury i entuzjastą majsterkowania małego i dużego

Zdjęcia i opisy są własnością autora, przedruk bez zgody – zabroniony

Dodaj komentarz